Płacz. Urodziłam się z nim w komplecie. Jak każdy. Polubiłam się z nim bardzo. Na drodze życia coś z kompletu zagubiłam, coś innego dodałam do mojego małego bagażu doświadczeń, o czymś zapomniałam, a co innego wyparłam z pamięci. Ale nie płacz. On pozostał ze mną i towarzyszy mi przy każdej możliwej okazji. Wzruszam się do łez, śmieję do łez, złoszczę się ze łzami w oczach i smucę również. Dlaczego więc, gdy moje dzieci płaczą, tak bardzo trudno mi to zrozumieć? Przecież każdy z nas dostał go w prezencie z okazji narodzin i może z nim robić co mu się podoba. Gdy jest potrzebny - według nas - sięgamy po niego i już. Płaczemy. Leją się łzy. Nigdy bez powodu. Zawsze jest w jakimś celu, zawsze z jakiejś przyczyny. Czasami trzeba to po prostu zrozumieć. Czasami też wystarczy mocno się postarać i wyjść przed niego, sprawić by nie doszło do sytuacji gdy on będzie potrzebny. Sprawić by czekał cierpliwie w naszym osobistym bagażu, wepchnięty bardzo głęboko, na naprawdę szczególną okazję.
Może kiedyś dowiem się jak to uczynić.
***
Lubicie orzechy włoskie? My bardzo, więc dziś mamy propozycję z ich głównym udziałem, a mianowicie - MASŁO ORZECHOWE!!! :) Uwierzcie - zakochacie się w nim po uczy!!!
Składniki:
Orzechy włoskie
miód
olej
szczypta soli
Przygotowanie:
Orzechy obieramy i wysypujemy na blachę do pieczenia. Prażymy w piekarniku nagrzanym do 150 stopni przez ok 10 minut. Kontrolujemy orzechy, żeby się nie przypaliły. Prażymy do momentu, aż skórka widocznie będzie odchodzić od orzecha. Wyciągamy i pocieramy mocno w ścierce. Obrane orzechy wsypujemy do blendera z ostrzem w kształcie litery S, dodajemy ok. 1 łyżki oleju oraz miód i sól. Wszystko według uznania. Miksujemy i kontrolujemy smak. Uważajcie - to kolejna propozycja, która uzależnia! :) Jest przepyszne!
SMACZNEGO!!!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń