Już tak późno. Obiecałam Wam post, zdjęcia dopiero się dodały, ja skończyłam pakowanie na jutrzejsze warsztaty, usiadłam przed monitorem komputera a mąż jękoli, żeby coś oglądnąć. W tym pędzie, kiedy zazwyczaj mijamy się między prażeniem orzechów, a miksowaniem czasami brakuje nawet czasu na uśmiech, o dotyku nie wspomnę. W tym wieczornym rozgardiaszu, kiedy jesteśmy jedynie obok siebie brakuje tej bliskości prawdziwej. A gdy jeszcze ten mąż obok przynosi herbatę, taką gorącą z miodem i cytryną, to ona staje się czymś wyjątkowym. Tą herbatę wypełnia miłość, ciepło, szacunek, uwielbienie i ... TĘSKNOTA.
P.S. Rozpuściłyśmy w kąpieli wodnej dwie tabliczki czekolady gorzkiej. Do brytfanki wyłożonej papierem do pieczenia wsypałyśmy preparowaną kaszę jaglaną (ok.3-4 łyżek), garść fistaszków w całości i ... miały być rodzynki, ale ostatecznie z nich zrezygnowałyśmy :) Zalałyśmy to naszą rozpuszczoną czekoladą, schłodziłyśmy i pokroiłyśmy. GOTOWE! :) Nie wiem jak to się stało i czy mi uwierzycie, ale jak nie przepadam za "preparowanymi", tak ta kasza w tej czekoladzie nabrała innego wymiaru! :)
SMACZNEGO!!!
Wygląda baaardzo smacznie. Bez czekolady nie mogłabym żyć :)
OdpowiedzUsuń:) fakt, to byłoby ciężkie życie :P
UsuńPolecam zrobić samemu czekoladę! Nie ma w niej tego całego syfu. Olej kokosowy+kakao+syrop klonowy/miód. Pycha!
OdpowiedzUsuńOooo na pewno wypróbujemy!!! Dzięki za podpowiedź! :)
Usuń